Dziewczynki były doprawdy przecudowne. Pracując z Pochodnią czułam się jakbym wróciła do starej kumpeli, kogoś kogo dobrze znam, co naprawdę było mi potrzebne po trzech tygodniach nowych ludzi, miejsc i sytuacji. Bardzo mnie ucieszyło że nabrałam pewności siebie, odwagi i otwartości. Dzięki temu o wiele lepiej się czułam przy koniach. Zupełnie przestałam się bać Pochodni, co czasem mi się zdarzało, bo jednak koń to duże zwierzę. Tym razem jednak czułam że naprawdę mogę jej zaufać.
Sesja zabawowa była bardzo udana i myślę że faktycznie była niezłą zabawą dla obu stron. Na sam początek, żeby złapać połączenie chodziłyśmy sobie obok siebie, to się zatrzymując to podbiegając kawałek. Cel był taki, żeby łopatki Pochodni pozostawały na wysokości moich ramion. Były momenty, że samo stanowcze ściągnięcie energii i przesunięcie ciężaru w tył wystarczało żeby zaryła kopytami w ziemię, zatrzymując się bez wahania, bez zastanowienia. To było cudowne.
Później, żeby się dobrze rozgrzać i jednocześnie bawić, poprosiłam ją o kłus i co i rusz zmieniałam kierunek, tak by biegła prosto do mnie, po kole, obok mnie w miarę możliwości zostając w kłusie. Pięknie się na mnie skupiała i bardzo mi się podobała taka zabawa. Po pewnym czasie ułożyłam trzy drążki i wysłałam ją na koło, to w jedną stronę, to w drugą. Bardzo ładnie pracowała nóżkami i zadem, więc dostała ode mnie dużo głaskania i masowania :3
Miałam szalony pomysł żeby spróbować ósemki z dwoma skokami, więc na początek ułożyłam w brzuszkach ósemki po drążku, żeby załapać mniej więcej jak to ma wyglądać. Wychodziło całkiem zgrabnie, młoda się już rozbiegała i wolała nawet to robić w kłusie niż w stępie. Ustawiłam więc jedną przeszkodę, która okazała się całkiem wysoka, (spokojnie, dla mnie wszystko jest wysokie, rzadko widuję skaczące konie na żywo ;p) ale Pochodnia dała sobie świetnie radę. Jak ona skacze! Od tych susów dosłownie mi szczęka opada 😂 Okazało się że na ósemkę to jednak za mało miejsca, więc zostałyśmy przy dużym kole, na którym poza przeszkodą leżały jeszcze dwa drągi. Skakała bardzo chętnie, sama się rwała na przeszkodę, może nie zawsze wychodzilo jej idealnie technicznie, ale najważniejsze że się podobało 😉 Jako druga przeszkoda, po przeciwnej stronie koła znalazła się beczka, która jednak wydawała się za duża żeby ją przeskoczyć, więc dziewczyna skakała przez drągi które o nią oparłam, co i tak było dość pokaźnym skokiem.
Bardzo chciałam żeby w końcu skoczyła przez samą beczkę, więc mocno ją do tego dopingowałam, ale wydaje mi się że troszkę brak jej wiary w siebie, bo skakanie samo w sobie jej się podoba. Raz jednak się udało, za co dostała ode mnie dużo głasków i przytulasków. Taka zabawa nam obu sprawiała dużo przyjemności. Co kilka skoków przywoływałam ją do siebie, pilnując tylko żeby podchodziła z należytą miną, bez skulonych uszu, co zdarzało się tylko na początku, bo potem tak się wkręciła że przestało ją denerwować podnoszenie energii. Masowałam jej szyjkę, rozluźniałam, po czym znowu wpuszczalam na koło, to na drążki, to na przeszkody. Doszłyśmy nawet do tego że pomiędzy skokami galopowała, sama z siebie bardzo ładnie, bez żadnych odpałów, a rzadko jej się zdarza pracować w ten sposób w galopie. Byłam z niej bardzo dumna. Takiej współpracy z koniem dawno nie miałam 💕💕
Na sam koniec poprosiłam ją o kilka kółeczek w kłusie, żeby mięśnie powoli się rozluźniły, z głową w dole. Zostawiłam jej dowolność co do tempa, tak naprawdę chodziło o to żeby ochłonęła, ale jak się rozkręciła to przestać nie mogła i tak zasuwała że ohoho 😂 Całe szczęście długa lina=duże koło= mniejsze obciążenie. Długa lina jest cudowna ❤
Później poprosiłam ją żeby zwolniła nieco, podeszłam do niej, i delikatnie masowałam szyję, podczas gdy ona cały czas biegła. Uwielbiam to robić z końmi, a tym razem tak się zagrałyśmy że wystarczyło że ja szybko szłam, żeby utrzymać tempo. Była niezwykle wyczulona na energię, reagowała na najmniejsze prośby. Mam wrażenie że jej również się podoba taka praca na kole z dotykiem, bo dzięki temu ktoś może jej zwrócić uwagę na poszczególne części ciała, które na przykład wypadało by rozluźnić ;)
Przeszłyśmy się jeszcze po terenie stajni, przesunęłam się do kolejnych stref, żeby wymasowac jej grzbiet i zadek, po czym zaparkowałyśmy w boksie.
Momenty, które się tam wydarzają są nie do opisania. Dzień się kończy, zostajesz sam w cichej stajni, tylko konie, ich spokojne oddechy, ciepło. Powoli zapada zmrok, otulając świat niczym kołderka. Gładzisz z czułością swojego konia, konia z którym właśnie spędziłeś wspaniałe kilka godzin, konia z którym świetnie się rozumiesz, z którym czujesz się jak z najlepszym przyjacielem. Uwielbiam przesiadywać tam z Pochodnią i Płotką. Kocham ich ciepło, kocham ich zapach, delikatną sierść. Ale mała jest dla mnie wyjątkowa. Te chwile, kiedy zaczyna przysypiać, przytulona do mnie, kiedy wtulam twarz w jej cudowne futerko, gładzę pyszczek... Nikt nie daje mi takiego uczucia jak ona. Takiego wypełnienia, spokoju, bezpieczeństwa, miłości. Czułam to już wcześniej, ale teraz wiem. Znalazłam swojego konia serca. Swoją końską drugą połówkę ❤
Dziewczynki na łonie natury |